DIANA
ZACISKAŁA MOCNO OCZY.
Uderzenie odrzuciło ją parę metrów w tył, kiedy jakieś
obce, rozwarte ramiona zderzyły się z
jej talią, oplatając ją ciasno i zwalając na ziemię. Strzała wybuchła w
kontakcie z ziemią tam, gdzie jeszcze sekundę wcześniej stała Diana, sprawiając,
że świdrujący dźwięk w jej głowie stał się jeszcze bardziej donośny.
Czegoś nie rozumiała. Widziała strzałę lecącą na nią i
była pewna, że zaraz zginie.
- Na Posejdona, Leo, wyłącz to ustrojstwo! – usłyszała
nad głową męski głos i uśmiechnęła się lekko. Czyli to jednak był sen.
Realistyczniejszy od rzeczywistości i zadziwiająco pozwalający na odczuwanie
bólu, ale musiała śnić, bo przysięgłaby, że leży na niej jakiś chłopak. Bez
koszulki i spocony w tak przyjemny sposób jak tylko przyjemny mógł być pot chłopaka. Teraz musiała tylko otworzyć oczy i
znajdzie się w swoim łóżku, a Maja będzie chrapać po drugiej stronie pokoju. W
zasadzie, ten dźwięk przypominający jakąś charczącą machinę, który właśnie
zabrzmiał krótko i ucichł to pewnie jej krzywa przegroda nosowa.
Otworzyła oczy i zobaczyła twarz chłopaka z oczami jak ocean.
Te oczy przyciągały wzrok. Były przepiękne, o
niespotykanej barwie i gdyby Diana zobaczyła je na zdjęciu, stwierdziłaby, że
zostały solidnie podrasowane. Nie umiała stwierdzić, czy te tęczówki były
bardziej zielone, czy niebieskie, czy szare – kłębiły się w nich wszystkie te
kolory. Ale oczy nie były jedyną rzeczą wartą w nim uwagi. Jego włosy były
czarne, ale nie jak literacko nadużywane skrzydła kruka czy węgiel, ale
bardziej jak ciemne, mokre drewno. Tego samego odcienia były średnio grube,
wygięte w złości brwi i krótki zarost pokrywający szczupłą, lecz męską szczękę.
Miał prosty nos, bez tej wydatnej gulki
na końcu której Diana szczerze nie znosiła. A jego usta… te usta. One były po
prostu niesamowicie seksowne i dziewczyna nie miała pojęcia jak inaczej mogłaby
je opisać.
Spojrzał na nią. Z troską.
- Nic ci nie jest? – Zapytał, a Diana poczuła jak na
karku jeżą jej się włoski, kiedy poczuła jak jego klaka piersiowa drży podczas
mówienia.
- Nic – odpowiedziała na wydechu. Brakło jej tchu w
płucach; nie wiedziała, czy było to spowodowane bliskością chłopaka czy faktem,
że przygniatał jej klatkę piersiową. Chłopak, mężczyzna, nie wiedziała która
nazwa była lepsza, zdawał się to zauważyć, bo podniósł się jakby chciał zrobić
nad nią pompkę i przetoczył się na trawę, gdzie usiadł. Jego usta otworzyły
się, jakby chciał się o coś zapytać.
- Diana!
Ciemnowłosy spojrzał się ze zdziwieniem na Maję, która,
wciąż zataczając się lekko na boki, podbiegła do nich. Na jej lewej skroni
widniała poszatkowana rana, obficie krwawiąca i brudząca całą bluzkę
dziewczyny, ale ta zdawała się nie zwracać uwagi.
- Jezu Święty,
Diana! Jesteś ranna? – Maja dość dramatycznie upadła na kolana obok siostry, a
ta wybałuszyła na nią oczy. To nie jej
krwawiła głowa. Co prawda słyszała jakby miała w uszach słuchawki, a w ustach
zebrało się jej niebezpiecznie dużo śliny, ale poza tym, czuła się całkiem
nieźle jak na kogoś kto oberwał falą uderzeniową trzy razy w ciągu jednego
dnia. Pokręciła głowa.
Maja spojrzała na chłopaka siedzącego obok niej i jej oczy rozszerzyły się jakby spotkała
ducha.
- Jezu, ty jesteś Percy Jackson?
MAJA
NIE MOGŁA UWIERZYĆ W TO, jak głupio zabrzmiały słowa,
które wyszły z jej ust.
Jezu,
ty jesteś Percy Jackson? Bardziej lamersko zabrzmieć to nie mogło i
Maja poczuła gwałtowną potrzebę walnięcia się w czoło.
- Owszem – Percy uśmiechnął się jednak tylko jakby był
przyzwyczajony to takich pytań, a w jego oczach pojawiła się nawet iskierka
zadowolenia. – A ty?
Mówi
do mnie.
- Maja – powiedziała dziewczyna, odkaszlując zaraz na
bok. Miała całe zdrapane gardło, ale w jej głosie nie mogło być żadnej
seksownej chrypki, o nie, musiała brzmieć jak astmatyczka. Naszła ją nagła
panika, czy aby nie śmierdzi jej oddech. – A to jest moja siostra Diana –
dodała, nagle przypominając sobie że ciemnowłosa wciąż leży obok niej.
Z bardzo głupim wyrazem twarzy pokazującym dogłębne
niezrozumienie podekscytowaniem Mai.
- Słyszałem – Percy zaśmiał się lekko. Miał głęboki głos.
O ciepłej barwie. Ciepłej jak kaloryfer, który zginał mu się na brzuchu i bladowłosa
dziewczyna nagle stała się bardzo świadoma budowy swojego ciała.
- To ty jesteś tym gościem o którym ciągle trąbi moja
siostra? – Diana wybrała ten moment, żeby podnieść się na łokciach i obrzucić
ich lekko lekceważącym spojrzeniem, choć Maja mogła zobaczyć, że gdzieś w głębi
jej oczu siostra wydawała się być niesamowicie przerażona. Sięgnęła do ręki leżącej i uścisnęła ją
krótko, ale ta nie wydawała się chętna, żeby przyjąć takie wsparcie. – Nie
wyglądasz jak Logan Lerman. On to jest jednak chucherkiem.
Percy spojrzał się na dziewczynę w osłupieniu. Mógł
przywyknąć do nastolatek znających jego imię, ale chyba żadna nie porównała go
tak otwarcie do jego odtwórcy.
- Ta, nasz syn Posejdona jest jednak trochę bardziej
napakowany – zza pleców Mai rozległ się głos Adama, a Percy poderwał głowę z
radością na twarzy. Dziewczyna przypomniała sobie, że już w drodze Adama mówił
im, że poznali się trzy lata temu na urodzinach Grovera, który był odległym
kuzynem satyra i od tego czasu widzieli się co parę miesięcy. – Wiecie,
podrzynanie gardeł potworom to dość wymagające zajęcie.
- Adam! – krzyknął, zrywając się na równe nogi. Maja i
Diana spojrzały po sobie porozumiewawczo; dlaczego mężczyźni zawsze, ale to zawsze musieli w
jednym momencie okazywać im uwagę, a w następnym odskakiwać jak oparzeni do
swoich koleżków?
Dwaj chłopacy poklepywali się po plecach wrzeszcząc jak
troglodyci.
- Kopę lat, stary? Jak tam u ciebie w Polsce? Spoko?
- Jak dotąd to sielanka, wiesz, zadupie dla Bogów…
I paplali jak przekupki na targu.
Maja obserwowała to ze zdezorientowanym zaciekawieniem,
próbując jednocześnie zebrać nadmiar krwi z twarzy rąbkiem spódnicy. Patrząc na
Percy’ego i Adama, mogła też zobaczyć, że ten pierwszy jest całkowicie
zrelaksowany, podczas gdy satyr rzucał Dianie co chwila przestraszone
spojrzenia; lewa powieka drgała mu niekontrolowanie. To było prawie tak jakby
herosi byli psychopatami, którzy wyłączali swoje emocje w kryzysowych
sytuacjach. Tylko że półbogowie odczuwali widocznie strach normalnie podczas
samego zagrożenia – jednak znikał on szybko. Maję aż ścisnęło w brzuchu, kiedy
pomyślała jak inni herosi musieli być od zwykłych ludzi, pomimo tego jak
podobnie wyglądali.
Albo i też lata widzenia tego, jak twoi przyjaciele
umierają sprawiło, że trochę krwi wygląda niegroźnie.
- Fajnie że się widzicie po latach, serio super, ale czy
mógłby ktoś mi wyjaśnić czemu strzała w
ogóle próbowała mnie zabić? – burknęła Diana, przerywając rozmyślania Mai.
Percy oderwał się na chwile od rozmowy z dawno niewidzianym przyjacielem i
uśmiechnął się przepraszająco.
- A, to. Nie
zabiłoby cię raczej, tylko solidnie ogłuszyło na parę dni.
- Pocieszne – mruknęła Diana.
- To wy wleźliście na nasze pole treningowe. Testowaliśmy
z Leo jego nowy wynalazek. – Percy uśmiechnął się i jak Maja zauważyła,
uśmiechnął do Diany, która wciąż piorunowała go spojrzeniem.
- Leo Valdezem? – powtórzyła Maja, wychwytując imię
jednego z Siódemki. Nie uwielbiała książkowego Leo, ale sławna postać książkowa to jednak sławna postać książkowa. Percy przeniósł na nią oczy – tylko na chwilę – a później
spojrzał na coś poza jej ramieniem i uśmiechnął się łobuzersko.
- Aha – powiedział szczerząc zęby – idzie do nas sprawca
całego zamieszania.
DIANA
DIANA POMYŚLAŁA, ŻE IDĄCY W ICH STRONĘ CHŁOPAK był jedną
z najdziwniejszych person jakie w życiu spotkała.
Wyglądała jak latynoski chochlik. Kręcone włosy miał
obcięte na pazia, wielkie oczy były zapadnięte i ciemne, a kąciki wąskich ust
drgały lekko do góry. Miał bardzo wąską szczękę – w ogóle, cały był wąski.
Wklęsły miejscami. Nosił się z dziwną manierą – jakby nie miał pojęcia o tym,
że wygląda jak niezbyt przystojny trzynastolatek, a obcisła, brudna koszulka
wygląda na nim prawie że workowato.
- Coś poszło nie tak? –zapytał zadziwiająco niskim
głosem, kiedy do nich podszedł. Z saszetki na biodrach wyjął klucz francuski i
zaczął go przerzucać z jednej ręki drugiej. Spojrzał na nowych przybyszy jakby
byli bardzo dziwnymi kreaturami i kiedy jego wzrok spoczął na Dianie,
dziewczyna miała wrażenie, że chłopak analizuje ją całą i myśli co by w niej
zmienić.
- Nowi wpadli na imprezę. I władowali się nam na obszar
testów.
- Nie widzieliście znaku? – Chłopak spojrzał się na Dianę
i Maję ze zdziwieniem i obejrzał. Dziewczyny dopiero teraz zauważyły wielką
tablicę na szczycie wzgórza. – Pisze na nim Obszar
testów Leo, nie przeszkadzać jeśli nie chcecie spłonąć. Ludzie rzadko biorą
mnie na poważnie, ale wy mnie nie znacie. Mogłyście się przejąć –uśmiechnął się
jakby złośliwie, ale w jego oczach nie było żadnych złych odczuć.
- Proponowałabym
raczej ogrodzenie, niż tabliczkę – z przekąsem stwierdziła Diana i odkaszlnęła.
Dopiero teraz poczuła jak bardzo zaschło jej w gardle.
- Hej, może zaoferujecie nam jakieś późne śniadanie? –
Adam mówił do dwójki herosów, ale patrzył się na nią. Wiedziała jak musi
wyglądać; utytłana w ziemi, bez makijażu i z wielkim kołtunem na głowie. –
Dziewczyny chyba by nie protestowały.
Schlebiało je w pewien sposób, że satyr tak się o nią
troszczy i posłała mu pełen wdzięczności uśmiech.
- Pewno – Percy wyciągnął ręce do obu dziewczyn. Maja
przyjęła ją od razu i skoczyła na równe nogi, ale Diana nie była taka jak
siostra; wyznawała sprawdzającą się jak dotąd filozofię, że chłopak
zainteresuje się tobą bardziej, jeżeli będzie spotykał się na każdym kroku z
odmową. Czarnowłosy heros o którym tyle słyszała nie interesował ją w żaden
głębszy sposób – ale był przystojnym, młodym mężczyzną i choćby dlatego Diana
zignorowała wyciągniętą dłoń i, mając nadzieję, że nie widza jak krzywi się pod
nosem z bólu w plecach, wstała najzgrabniej jak umiała.
Oczywiście, wtedy świat postanowił zawirować i nie mógł
jej złapać nikt inny jak on.
- Nie za szybko? – uśmiechnął, się ale Diana zobaczyła
lekka troskę przemieszaną z poirytowaniem w jego oczach. – Kiedy leżysz po tym
jak parę razy przywaliłaś głową o ziemię to jednak lepiej dać sobie pomóc,
wiesz?
Podcinając jej
nogi wziął na ręce i zaczął schodzić dalej w dół zbocza.
MAJA
MAJA MIAŁA NADZIEJĘ, że nikt nie widział jak shippersko
uśmiechała się na widok Diany niesionej
przez Percy’ego.
Oczywiście, część jej zareagowała natychmiastową
zazdrością, ale ta szybko została stłumiona. Percy nie był w jej typie. Ona
szukała kogoś.. poważniejszego? Mniej beztroskiego? Inteligentniejszego
brzmiało obraźliwie, ale tacy chłopcy podobali się Mai: inteligentni,
sarkastyczni i z cechami przywódczymi. Percy nie wpasowywał się w obraz jej
idealnego chłopaka i oszołomienie na jego widok minęło po paru minutach.
Poza tym, właśnie dotarło do niej do końca, ze to teraz
też jej życie. Jej przygoda. I ona też odkryje w sobie takie rzeczy, za które
tak uwielbiała książkowych bohaterów. A choć ręce wciąż jej drżały jakby wypiła
parę puszek energetyka, mogła poczuć, jak gdzieś w jej wnętrzu wszystko
zaczynało się uspokaja.
To było uczucie dobre jak cholera.
- To skąd wy w sumie jesteście? – zapytał Leo, kiedy szli
do pawilonu jadalnego. – Wasz akcent jest dziwny.
- Z Polski – odpowiedziała Maja. Nigdy nie lubiła Leo.
Ogólnie nie lubiła ludzi którzy przesadzali z ilością głupiego humoru. A z tym chłopakiem miała zapewnie zaraz
usłyszeć coś o wódce czy pierogach. Coś zboczonego lub po prostu suchego.
Lecz on zachował się inaczej.
-Byłem raz w Polsce – uśmiechnął się marzycielsko. – Z
Kalipso. I muszę przyznać, że jest tam inaczej niż sądziłem.
Nie mówili nic więcej, jak to dwoje nastolatków, którzy
widzą się po raz pierwszy.
DIANA
DIANA BYŁA NIESAMOWICIE WŚCIEKŁA.
Inne dziewczyny traciły równowagę i wpadały chłopakom w
ramiona, ale nie ona. Inne dziewczyny pozwalały się ratować, ale nie ona. Inne
dziewczyny wabiły chłopaków na granie pustej idiotki, ale nie ona. Ona zawsze
była silną, o którą chłopacy się starali. To nie tak miało być. Nie miała
pozwolić sobie na okazane słabości. Diana była na to zbyt silna.
A teraz ten chłopak niósł ja jak kotkę ze zranioną łapą.
- Wiesz, że mogę chodzić? – spytała, zakładając ręce na
piersiach.
- Nie, nie możesz.
- Właśnie że mogę.
- Nie, bo znowu się przewrócisz – uśmiechnął się krzywo,
a ukazujące się zza rozchylonych w uśmiechu warg zęby zalśniły w słońcu. Jego
spokój irytował ją. Ona nie czuła się spokojnie. Ona była przerażona. No i
wkurzona, ale głównie miała wrażenie, że zaraz zwymiotuje.
- To co będzie teraz? – zadała kolejne pytanie, cicho.
- Teraz? – Percy spojrzał się w bok, na grupkę dzieciaków
grających w gumę. – Teraz dołączycie z siostrą… Mają, prawda? do nas. Najpierw
zakwaterujemy was w domku Hermesa, bo tam trafiają wszyscy nowi. Spoko
dzieciaki. A później pewnie was uzna wasz rodzic i traficie do domku
właściwego.
- A jeszcze później? – Jakiś chłopak, może
dziewięcioletni, zatrzymał się na środku placu przez który właśnie przechodził
i spojrzał się na Dianę zdziwieniem. W ręku trzymał sztylet. – Mamy zabijać
potwory? I co jeszcze?
- Macie się skupić na tym, jak przeżyć – jego oczy
pociemniały pomimo jasnego słońca i Diana zastanowiła się nagle, jak wiele
przegapiła oglądając tylko film. – Życie
herosa to nie tylko misje na których szatkujesz par wrogów i wracasz w chwale.
Nawet nie waż się tak myśleć. Każdego miesiąca przynajmniej jeden heros lub
heroska zostają zabici. Rozumiesz? -
spojrzał się w dół na Dianę. –
Zostaniecie tu tak długo, aż nie nauczycie się bronić własnych tyłków, bo w
waszym kraju nikt wam nie pomoże. Zginiecie, jeżeli wyjdziecie poza teren tego
miejsca. Zginiecie, bo dla przeciętnemu herosowi nie wystarczy trochę magii. To
będzie rzeź, jeżeli spróbujecie z nimi walczyć bez przygotowania.
A później westchnął głęboko i postawił Dianę na ziemi.
Doszli do pawilonu jadalnego.
- Nieprawda - powiedziała dziewczyna. Percy spojrzał się
na nią ze zdziwieniem, przez który przebijał się gniew i Diana przegryzła
wargę, niepewna nagle tego co chciała powiedzieć. On ją onieśmielał. Wyobraziła
sobie go jako zabawnego przewodniczącego klasy, a ten chłopak – mężczyzna - był
znacznie poważniejszy i smutniejszy. Zastanawiała się czy Maja, która przecież
czytała o nic wszystko, też czuła się tak.. oszukana.
- Co jest nieprawdą? – spytał.
- Dziś ta smoczyca nas nie zabiła. A Maja dźgnęła ja
trójzębem. To znaczy takim prowizorycznym, ale zawsze.
- I to ją zabiło? – sceptycznie uniósł brew.
- Nie. Argus ją zabił.
Percy powziął w jej stronę tylko jeden krok, ale to
wystarczyło żeby ona się cofnęła.
- To ciesz się, że żyjesz, głupia dziewczyno – pokręcił
głową, jakby zrezygnowany, a później obrócił się i wolnym krokiem oddalił się.
Diana jeszcze nigdy nie czuła się tak źle, jak stojąc
samotnie pod wielkimi kolumnami i nagle czując te napierające na nią tony
powietrza, jakby ktoś postawił jej na głowie niebo, a ona wiedziała, że nie
będzie go w stanie utrzymać.