czwartek, 19 listopada 2015

ROZDZIAŁ CZWARTY - DZIELIMY TEN SAM DOMEK


DIANA

ZACISKAŁA MOCNO OCZY.
Uderzenie odrzuciło ją parę metrów w tył, kiedy jakieś obce, rozwarte  ramiona zderzyły się z jej talią, oplatając ją ciasno i zwalając na ziemię. Strzała wybuchła w kontakcie z ziemią tam, gdzie jeszcze sekundę wcześniej stała Diana, sprawiając, że świdrujący dźwięk w jej głowie stał się jeszcze bardziej donośny.
Czegoś nie rozumiała. Widziała strzałę lecącą na nią i była pewna, że zaraz zginie.
- Na Posejdona, Leo, wyłącz to ustrojstwo! – usłyszała nad głową męski głos i uśmiechnęła się lekko. Czyli to jednak był sen. Realistyczniejszy od rzeczywistości i zadziwiająco pozwalający na odczuwanie bólu, ale musiała śnić, bo przysięgłaby, że leży na niej jakiś chłopak. Bez koszulki i spocony w tak przyjemny sposób jak tylko przyjemny mógł być pot  chłopaka. Teraz musiała tylko otworzyć oczy i znajdzie się w swoim łóżku, a Maja będzie chrapać po drugiej stronie pokoju. W zasadzie, ten dźwięk przypominający jakąś charczącą machinę, który właśnie zabrzmiał krótko i ucichł to pewnie jej krzywa przegroda nosowa.
Otworzyła oczy i zobaczyła twarz chłopaka z oczami jak ocean.
Te oczy przyciągały wzrok. Były przepiękne, o niespotykanej barwie i gdyby Diana zobaczyła je na zdjęciu, stwierdziłaby, że zostały solidnie podrasowane. Nie umiała stwierdzić, czy te tęczówki były bardziej zielone, czy niebieskie, czy szare – kłębiły się w nich wszystkie te kolory. Ale oczy nie były jedyną rzeczą wartą w nim uwagi. Jego włosy były czarne, ale nie jak literacko nadużywane skrzydła kruka czy węgiel, ale bardziej jak ciemne, mokre drewno. Tego samego odcienia były średnio grube, wygięte w złości brwi i krótki zarost pokrywający szczupłą, lecz męską szczękę. Miał prosty nos, bez tej wydatnej  gulki na końcu której Diana szczerze nie znosiła. A jego usta… te usta. One były po prostu niesamowicie seksowne i dziewczyna nie miała pojęcia jak inaczej mogłaby je opisać.
Spojrzał na nią. Z troską.
- Nic ci nie jest? – Zapytał, a Diana poczuła jak na karku jeżą jej się włoski, kiedy poczuła jak jego klaka piersiowa drży podczas mówienia.
- Nic – odpowiedziała na wydechu. Brakło jej tchu w płucach; nie wiedziała, czy było to spowodowane bliskością chłopaka czy faktem, że przygniatał jej klatkę piersiową. Chłopak, mężczyzna, nie wiedziała która nazwa była lepsza, zdawał się to zauważyć, bo podniósł się jakby chciał zrobić nad nią pompkę i przetoczył się na trawę, gdzie usiadł. Jego usta otworzyły się, jakby chciał się o coś zapytać.
- Diana!
Ciemnowłosy spojrzał się ze zdziwieniem na Maję, która, wciąż zataczając się lekko na boki, podbiegła do nich. Na jej lewej skroni widniała poszatkowana rana, obficie krwawiąca i brudząca całą bluzkę dziewczyny, ale ta zdawała się nie zwracać uwagi.
-  Jezu Święty, Diana! Jesteś ranna? – Maja dość dramatycznie upadła na kolana obok siostry, a ta wybałuszyła na nią oczy.  To nie jej krwawiła głowa. Co prawda słyszała jakby miała w uszach słuchawki, a w ustach zebrało się jej niebezpiecznie dużo śliny, ale poza tym, czuła się całkiem nieźle jak na kogoś kto oberwał falą uderzeniową trzy razy w ciągu jednego dnia. Pokręciła głowa.
Maja spojrzała na chłopaka siedzącego obok niej  i jej oczy rozszerzyły się jakby spotkała ducha.
- Jezu, ty jesteś Percy Jackson?
MAJA
NIE MOGŁA UWIERZYĆ W TO, jak głupio zabrzmiały słowa, które wyszły z jej ust.
Jezu, ty jesteś Percy Jackson?  Bardziej lamersko zabrzmieć to nie mogło i Maja poczuła gwałtowną potrzebę walnięcia się w czoło.
- Owszem – Percy uśmiechnął się jednak tylko jakby był przyzwyczajony to takich pytań, a w jego oczach pojawiła się nawet iskierka zadowolenia.  – A ty?
Mówi do mnie.
- Maja – powiedziała dziewczyna, odkaszlując zaraz na bok. Miała całe zdrapane gardło, ale w jej głosie nie mogło być żadnej seksownej chrypki, o nie, musiała brzmieć jak astmatyczka. Naszła ją nagła panika, czy aby nie śmierdzi jej oddech. – A to jest moja siostra Diana – dodała, nagle przypominając sobie że ciemnowłosa wciąż leży obok niej.
Z bardzo głupim wyrazem twarzy pokazującym dogłębne niezrozumienie podekscytowaniem Mai.
- Słyszałem – Percy zaśmiał się lekko. Miał głęboki głos. O ciepłej barwie. Ciepłej jak kaloryfer, który zginał mu się na brzuchu i bladowłosa dziewczyna nagle stała się bardzo świadoma budowy swojego ciała.
- To ty jesteś tym gościem o którym ciągle trąbi moja siostra? – Diana wybrała ten moment, żeby podnieść się na łokciach i obrzucić ich lekko lekceważącym spojrzeniem, choć Maja mogła zobaczyć, że gdzieś w głębi jej oczu siostra wydawała się być niesamowicie przerażona.  Sięgnęła do ręki leżącej i uścisnęła ją krótko, ale ta nie wydawała się chętna, żeby przyjąć takie wsparcie. – Nie wyglądasz jak Logan Lerman. On to jest jednak chucherkiem.
Percy spojrzał się na dziewczynę w osłupieniu. Mógł przywyknąć do nastolatek znających jego imię, ale chyba żadna nie porównała go tak otwarcie do jego odtwórcy.
- Ta, nasz syn Posejdona jest jednak trochę bardziej napakowany – zza pleców Mai rozległ się głos Adama, a Percy poderwał głowę z radością na twarzy. Dziewczyna przypomniała sobie, że już w drodze Adama mówił im, że poznali się trzy lata temu na urodzinach Grovera, który był odległym kuzynem satyra i od tego czasu widzieli się co parę miesięcy. – Wiecie, podrzynanie gardeł potworom to dość wymagające zajęcie.
- Adam! – krzyknął, zrywając się na równe nogi. Maja i Diana spojrzały po sobie porozumiewawczo; dlaczego  mężczyźni zawsze, ale to zawsze musieli w jednym momencie okazywać im uwagę, a w następnym odskakiwać jak oparzeni do swoich koleżków?
Dwaj chłopacy poklepywali się po plecach wrzeszcząc jak troglodyci.
- Kopę lat, stary? Jak tam u ciebie w Polsce? Spoko?
- Jak dotąd to sielanka, wiesz, zadupie dla Bogów…
I paplali jak przekupki na targu.
Maja obserwowała to ze zdezorientowanym zaciekawieniem, próbując jednocześnie zebrać nadmiar krwi z twarzy rąbkiem spódnicy. Patrząc na Percy’ego i Adama, mogła też zobaczyć, że ten pierwszy jest całkowicie zrelaksowany, podczas gdy satyr rzucał Dianie co chwila przestraszone spojrzenia; lewa powieka drgała mu niekontrolowanie. To było prawie tak jakby herosi byli psychopatami, którzy wyłączali swoje emocje w kryzysowych sytuacjach. Tylko że półbogowie odczuwali widocznie strach normalnie podczas samego zagrożenia – jednak znikał on szybko. Maję aż ścisnęło w brzuchu, kiedy pomyślała jak inni herosi musieli być od zwykłych ludzi, pomimo tego jak podobnie wyglądali.
Albo i też lata widzenia tego, jak twoi przyjaciele umierają sprawiło, że trochę krwi wygląda niegroźnie.
- Fajnie że się widzicie po latach, serio super, ale czy mógłby ktoś mi wyjaśnić czemu  strzała w ogóle próbowała mnie zabić? – burknęła Diana, przerywając rozmyślania Mai. Percy oderwał się na chwile od rozmowy z dawno niewidzianym przyjacielem i uśmiechnął się przepraszająco.
-  A, to. Nie zabiłoby cię raczej, tylko solidnie ogłuszyło na parę dni.
- Pocieszne – mruknęła Diana.
- To wy wleźliście na nasze pole treningowe. Testowaliśmy z Leo jego nowy wynalazek. – Percy uśmiechnął się i jak Maja zauważyła, uśmiechnął do Diany, która wciąż piorunowała go spojrzeniem.
- Leo Valdezem? – powtórzyła Maja, wychwytując imię jednego z Siódemki. Nie uwielbiała książkowego Leo, ale sławna postać książkowa to jednak sławna postać książkowa. Percy przeniósł na nią oczy – tylko na chwilę – a później spojrzał na coś poza jej ramieniem i uśmiechnął się łobuzersko.
- Aha – powiedział szczerząc zęby – idzie do nas sprawca całego zamieszania.

DIANA
DIANA POMYŚLAŁA, ŻE IDĄCY W ICH STRONĘ CHŁOPAK był jedną z najdziwniejszych person jakie w życiu spotkała.
Wyglądała jak latynoski chochlik. Kręcone włosy miał obcięte na pazia, wielkie oczy były zapadnięte i ciemne, a kąciki wąskich ust drgały lekko do góry. Miał bardzo wąską szczękę – w ogóle, cały był wąski. Wklęsły miejscami. Nosił się z dziwną manierą – jakby nie miał pojęcia o tym, że wygląda jak niezbyt przystojny trzynastolatek, a obcisła, brudna koszulka wygląda na nim prawie że workowato.
- Coś poszło nie tak? –zapytał zadziwiająco niskim głosem, kiedy do nich podszedł. Z saszetki na biodrach wyjął klucz francuski i zaczął go przerzucać z jednej ręki drugiej. Spojrzał na nowych przybyszy jakby byli bardzo dziwnymi kreaturami i kiedy jego wzrok spoczął na Dianie, dziewczyna miała wrażenie, że chłopak analizuje ją całą i myśli co by w niej zmienić.
- Nowi wpadli na imprezę. I władowali się nam na obszar testów.
- Nie widzieliście znaku? – Chłopak spojrzał się na Dianę i Maję ze zdziwieniem i obejrzał. Dziewczyny dopiero teraz zauważyły wielką tablicę na szczycie wzgórza. – Pisze na nim Obszar testów Leo, nie przeszkadzać jeśli nie chcecie spłonąć. Ludzie rzadko biorą mnie na poważnie, ale wy mnie nie znacie. Mogłyście się przejąć –uśmiechnął się jakby złośliwie, ale w jego oczach nie było żadnych złych odczuć.
 - Proponowałabym raczej ogrodzenie, niż tabliczkę – z przekąsem stwierdziła Diana i odkaszlnęła. Dopiero teraz poczuła jak bardzo zaschło jej w gardle.
- Hej, może zaoferujecie nam jakieś późne śniadanie? – Adam mówił do dwójki herosów, ale patrzył się na nią. Wiedziała jak musi wyglądać; utytłana w ziemi, bez makijażu i z wielkim kołtunem na głowie. – Dziewczyny chyba by nie protestowały.
Schlebiało je w pewien sposób, że satyr tak się o nią troszczy i posłała mu pełen wdzięczności uśmiech.
- Pewno – Percy wyciągnął ręce do obu dziewczyn. Maja przyjęła ją od razu i skoczyła na równe nogi, ale Diana nie była taka jak siostra; wyznawała sprawdzającą się jak dotąd filozofię, że chłopak zainteresuje się tobą bardziej, jeżeli będzie spotykał się na każdym kroku z odmową. Czarnowłosy heros o którym tyle słyszała nie interesował ją w żaden głębszy sposób – ale był przystojnym, młodym mężczyzną i choćby dlatego Diana zignorowała wyciągniętą dłoń i, mając nadzieję, że nie widza jak krzywi się pod nosem z bólu w plecach, wstała najzgrabniej jak umiała.
Oczywiście, wtedy świat postanowił zawirować i nie mógł jej złapać nikt inny jak on.
- Nie za szybko? – uśmiechnął, się ale Diana zobaczyła lekka troskę przemieszaną z poirytowaniem w jego oczach. – Kiedy leżysz po tym jak parę razy przywaliłaś głową o ziemię to jednak lepiej dać sobie pomóc, wiesz?
 Podcinając jej nogi wziął na ręce i zaczął schodzić dalej w dół zbocza.

MAJA
MAJA MIAŁA NADZIEJĘ, że nikt nie widział jak shippersko uśmiechała się  na widok Diany niesionej przez Percy’ego.
Oczywiście, część jej zareagowała natychmiastową zazdrością, ale ta szybko została stłumiona. Percy nie był w jej typie. Ona szukała kogoś.. poważniejszego? Mniej beztroskiego? Inteligentniejszego brzmiało obraźliwie, ale tacy chłopcy podobali się Mai: inteligentni, sarkastyczni i z cechami przywódczymi. Percy nie wpasowywał się w obraz jej idealnego chłopaka i oszołomienie na jego widok minęło po paru minutach.
Poza tym, właśnie dotarło do niej do końca, ze to teraz też jej życie. Jej przygoda. I ona też odkryje w sobie takie rzeczy, za które tak uwielbiała książkowych bohaterów. A choć ręce wciąż jej drżały jakby wypiła parę puszek energetyka, mogła poczuć, jak gdzieś w jej wnętrzu wszystko zaczynało się uspokaja.
To było uczucie dobre jak cholera.
- To skąd wy w sumie jesteście? – zapytał Leo, kiedy szli do pawilonu jadalnego. – Wasz akcent jest dziwny.
- Z Polski – odpowiedziała Maja. Nigdy nie lubiła Leo. Ogólnie nie lubiła ludzi którzy przesadzali z ilością głupiego humoru.  A z tym chłopakiem miała zapewnie zaraz usłyszeć coś o wódce czy pierogach. Coś zboczonego lub po prostu suchego.
Lecz on zachował się inaczej.
-Byłem raz w Polsce – uśmiechnął się marzycielsko. – Z Kalipso. I muszę przyznać, że jest tam inaczej niż sądziłem.
Nie mówili nic więcej, jak to dwoje nastolatków, którzy widzą się po raz pierwszy.

DIANA
DIANA BYŁA NIESAMOWICIE WŚCIEKŁA.
Inne dziewczyny traciły równowagę i wpadały chłopakom w ramiona, ale nie ona. Inne dziewczyny pozwalały się ratować, ale nie ona. Inne dziewczyny wabiły chłopaków na granie pustej idiotki, ale nie ona. Ona zawsze była silną, o którą chłopacy się starali. To nie tak miało być. Nie miała pozwolić sobie na okazane słabości. Diana była na to zbyt silna.
A teraz ten chłopak niósł ja jak kotkę ze zranioną łapą.
- Wiesz, że mogę chodzić? – spytała, zakładając ręce na piersiach.
- Nie, nie możesz.
- Właśnie że mogę.
- Nie, bo znowu się przewrócisz – uśmiechnął się krzywo, a ukazujące się zza rozchylonych w uśmiechu warg zęby zalśniły w słońcu. Jego spokój irytował ją. Ona nie czuła się spokojnie. Ona była przerażona. No i wkurzona, ale głównie miała wrażenie, że zaraz zwymiotuje.
- To co będzie teraz? – zadała kolejne pytanie, cicho.
- Teraz? – Percy spojrzał się w bok, na grupkę dzieciaków grających w gumę. – Teraz dołączycie z siostrą… Mają, prawda? do nas. Najpierw zakwaterujemy was w domku Hermesa, bo tam trafiają wszyscy nowi. Spoko dzieciaki. A później pewnie was uzna wasz rodzic i traficie do domku właściwego.
- A jeszcze później? – Jakiś chłopak, może dziewięcioletni, zatrzymał się na środku placu przez który właśnie przechodził i spojrzał się na Dianę zdziwieniem. W ręku trzymał sztylet. – Mamy zabijać potwory? I co jeszcze?
- Macie się skupić na tym, jak przeżyć – jego oczy pociemniały pomimo jasnego słońca i Diana zastanowiła się nagle, jak wiele przegapiła oglądając tylko film.  – Życie herosa to nie tylko misje na których szatkujesz par wrogów i wracasz w chwale. Nawet nie waż się tak myśleć. Każdego miesiąca przynajmniej jeden heros lub heroska zostają zabici. Rozumiesz?  - spojrzał się w dół na Dianę.  – Zostaniecie tu tak długo, aż nie nauczycie się bronić własnych tyłków, bo w waszym kraju nikt wam nie pomoże. Zginiecie, jeżeli wyjdziecie poza teren tego miejsca. Zginiecie, bo dla przeciętnemu herosowi nie wystarczy trochę magii. To będzie rzeź, jeżeli spróbujecie z nimi walczyć bez przygotowania.
A później westchnął głęboko i postawił Dianę na ziemi. Doszli do pawilonu jadalnego.
- Nieprawda - powiedziała dziewczyna. Percy spojrzał się na nią ze zdziwieniem, przez który przebijał się gniew i Diana przegryzła wargę, niepewna nagle tego co chciała powiedzieć. On ją onieśmielał. Wyobraziła sobie go jako zabawnego przewodniczącego klasy, a ten chłopak – mężczyzna - był znacznie poważniejszy i smutniejszy. Zastanawiała się czy Maja, która przecież czytała o nic wszystko, też czuła się tak.. oszukana.
- Co jest nieprawdą? – spytał.
- Dziś ta smoczyca nas nie zabiła. A Maja dźgnęła ja trójzębem. To znaczy takim prowizorycznym, ale zawsze.
- I to ją zabiło? – sceptycznie uniósł brew.
- Nie. Argus ją zabił.
Percy powziął w jej stronę tylko jeden krok, ale to wystarczyło żeby ona się cofnęła.
- To ciesz się, że żyjesz, głupia dziewczyno – pokręcił głową, jakby zrezygnowany, a później obrócił się i wolnym krokiem oddalił się.

Diana jeszcze nigdy nie czuła się tak źle, jak stojąc samotnie pod wielkimi kolumnami i nagle czując te napierające na nią tony powietrza, jakby ktoś postawił jej na głowie niebo, a ona wiedziała, że nie będzie go w stanie utrzymać.