czwartek, 24 września 2015

SATYR, SATYR POKAŻ ROGI

Czas by tu ludzi ściągnąc... 
Czekam na Wase reakcje!
xoxo


DIANA

DIANA WIDZIAŁA ZDJĘCIA ADAMA W INTERNECIE, ale na żywo chłopak wyglądał nawet lepiej.
Miał piaskowe, kręcone włosy wystające spod skejtowskiej czapki, opadające mu na  wąskie oczy o barwie mchu. Jego szczęka była wąska, ale nie niemęska. Ogólnie rzecz biorąc był dość niski, szczupły, a wszystkie części jego ubioru były za duże. To nie był ulubiony typ dziewczyny. Ale jeżeli chłopak miał się okazać tak interesujący jak w internecie, była gotowa mu to wybaczyć.
Adam ją zauważył.
- Hej – powiedziała Diana z uśmiechem, nie do końca pewna jak powinna się zachować. Znała go i nie znała. Na jaką poufałość mogła więc sobie pozwolić?
- Hej – odpowiedział chłopak, chyba nie czując się tak niezręcznie jak ona. Wyszczerzył szeroko zęby i opadł na miejsce przed nią. Oparł łokcie na stole i złożył głowę w dłoniach. Przypatrywał się jej uważnie. – Wow. Na żywo jesteś jeszcze ładniejsza. A te włosy? Mega.
Diana poczuła że się rumieni, co było niezwykle łatwe przy jej bladej cerze. Wzięła  w palce jeden kosmyk czarno- niebieskich włosów.  To była jej broń; odmienność. Poza farbą do włosów nie miała wielu możliwości, żeby dobrze ją wyrazić i pokazać wszystkim dookoła,  że nie jest tylko kolejną cegiełką w murze.  Maja uważała, że ma świra na tym punkcie i że nadmierne pragnienie wyróżniania się z tłumu nie jest tylko głupie, ale i strasznie hipsterskie.
Mówiąc o Mai, Diana aż zmarszczyła brwi, kiedy zobaczyła jej imię na wyświetlaczu telefonu.
- Przepraszam, ale muszę to odebrać – powiedziała lekko zdezorientowanemu chłopakowi i wcisnęła zieloną słuchawkę, gorączkowo wypatrując siostry po drugiej stronie ulicy. Nie było jej przy stoliku i Diana poczuła, jak jej żołądek skręca się w jeden, wielki supeł.
- Dlaczego twój chłopak ma rogi? – w słuchawce rozległ się głos Mai. Pomimo tego, że brzmiała na przerażoną do granic możliwości, dziewczyna odetchnęła z ulgą, słysząc w tle Kiss me, którą grał na akordeonie mężczyzna dwa lokale dalej. Jej siostra musiała być blisko.  A później dotarły do niej jej słowa.
- Co?  - zapytała się głupio i spojrzała na Adama. Żadnych rogów. Czapka przylegała mu szczelnie do czaszki i zdecydowanie nie było tam  żadnych wypustek.
- Ten gość wygląda jak cholerny satyr z Percy’ego Jacksona! Nie udawaj głupiej, bo te rogi na kilometr widać. Wyjdź stamtąd!
- Zwariowałaś? – syknęła do telefonu. – Przecież on… no, nie ma przecież… - spojrzała na Adama i zasłoniła usta dłonią, żeby nie słyszał – rogów.
- Jak to nie? Wystają końcówki spod czapki… Jezu! – W tle rozległ się dziwny dźwięk, a Diana zauważyła Maję stojącą tuż koło witryny kawiarni. Jej oczy były okrągłe jak w kreskówkach. – On ma kopyta. No ja pierdykam, kopyta.
Diana spojrzała na kostki Adama i zgodnie z oczekiwaniami, nie spostrzegła tam żadnych kopyt.  Złość wkradła się w jej myśli. Czy siostra nie miała nic lepszego do zrobienia, niż wycinanie jakiś głupich kawałów?
- Słuchaj , Maja – szepnęła do słuchawki ostrym tonem.  Patrzyła się przy tym na będącą zaledwie jakieś dwa metry dalej siostrę.  Patrzyły sobie w oczy; jedna z przerażeniem, druga z wściekłością. W tych momentach Diana przypominała sobie, jak bardzo różniły się od siebie. – Nie mam czasu na takie pierdoły. Wiesz – zmrużyła oczy – że jestem na spotkaniu. Pogadamy później.
Rozłączyła się i wróciła spojrzeniem do Adama.
- Naprawdę przepraszam – powiedziała, pewna, że zawaliła wszelkie pozytywne relacje jakie mogły wyniknąć z tego spotkania.  – Po prostu siostra mnie zaskoczyła tym telefonem, a okazało się, że dzwoni z jakimiś dyrdymałami. Cała ona.
- Spoko – uśmiechnął się, a naprawdę ładnie się uśmiechał i oparło siedzenie wytartego fotela. – Z ciekawości, co takiego wymyśliła?
Diana zastanawiała się moment, zanim wypaliła:
- Twierdziła, że masz rogi i kopyta.
Adam drgnął.  Jego uśmiech zaczął powoli blednąć, aż zmienił się w słaby grymas. W jego oczach odbiło się coś –smutek, melancholia, strach – co posłało dreszcz wzdłuż kręgosłupa Diany. To musiał być chyba sen. Tak, to by wyjaśniało wszystko. Dziwne zachowanie Mai, tę nagłą dysleksję, która sprawiała, że chciało jej się płakać,  a teraz Adama. Nie mógł być jakimś satyrem, bo one nie istniały, więc czemu zareagował tak… dziwnie? Diana poczuła jak włoski na rękach się jeżą.
- A widziała mnie w ogóle? – zaśmiał się sztucznie chłopak.
- W zasadzie to czekała po drugiej stronie ulicy jako obstawa. Wiesz, na wypadek gdybyś był psychopatycznym mordercą  -  teraz to ona się zaśmiała, ale jej ręka mimowolnie zacisnęła się na scyzoryku, który Maja wcisnęła jej wcześniej do kieszeni.
- Często widzi takie rzeczy?
- Maja? Nigdy. Ma wybujałą wyobraźnie, ale nigdy nie zachowywała się jak taka.. schizofreniczka. To ja, prawdziwy dzieciak z ADHD, wszędzie widziałam potwory – Diana rzuciła to zdanie pół żartem, mając nadzieje, że rozluźni to atmosferę, ale to tylko sprawiło, że Adam pobladł na twarzy i wybałuszył lekko oczy.
Spokojnie. Spokojnie. To jakiś dziwny sen.
Bardzo realistyczny sen.
- Diana, wiem, że to miało być spotkanie w dwójkę, ale czy twoja siostra mogłaby do nas dołączyć? Chciałbym się ją o coś spytać. – poprosił Adam. Jedyne co pocieszało Dianę, to to, że wyglądał na równie przestraszonego co ona. Patrząc na dziwny wyraz jego twarzy, wręcz ucieszyła się na tę propozycję.
W milczeniu wybrała pierwszy numer na liście kontaktów.
MAJA

Maja wparowała do kawiarni w pośpiechu wpychając komórkę do tylnej kieszeni, co było głupim schowkiem, ale jakoś  nie umiała pozbyć się tego nawyku.
Siedział tam, nerwowy jak chłopak przyłapany na wagarowaniu, ale spod czapki wyraźnie wystawały jasnobrązowe, kręcone rogi, a spod nogawek wyłaniały się kopyta. Dziewczyna przegryzła nerwowo wargę, zwalniając nagle. Jeszcze przed chwilą była pełna chęci do ratowania siostry; teraz podchodzenie do stolika wydawało jej się bardzo, ale to bardzo głupim pomysłem.
Bo to było głupie. Nienormalne.  Takie rzeczy przytrafiały się bohaterkom książek i filmów, ale nie takim zwyczajnym dziewczynom jak Maja. Oczywiście, zawsze miała nadzieje, że to wszystko okazałoby się prawdą, ale naprawdę? Część niej, ta rozsądna i poukładana, nawet nie brała tego pod uwagę.
A teraz przed jej siostrą siedział satyr rodem z Percy’ego Jacksona.
Co należy wspomnieć, Maja była fangirl. Od małego, zaczynając od cieniutkich książeczek Disney’a, czytała ile wlezie. Percy’ego przeczytała niedawno, sequelu nie skończyła jeszcze – ale  do cholery, jako że to był jej konik od zawsze, wiedziała o mitologii tyle co niejeden profesor. Patrzyła  na satyra. Rogi, kopyta. I przeżuwał plastykową słomkę, na co Diana patrzyła z czystym przerażeniem. Ona nie czytała tyle co Maja.
Dziewczyna wzięła głęboki, uspokajający oddech i podeszła do słoika.
- Hej  - stwierdziła dość słabo, odsuwając krzesło. Jak tylko usiadła, siostra złapała ją mocno za nadgarstek i spojrzała jej w twarz. Miała oczy rozszerzone przerażeniem i niezrozumieniem.
- Nadal nie widzę żadnych rogów, ale Maja – szepnęła – przysięgłabym, że on przed chwilą połknął słomkę.
- Przepraszam za to – obie podskoczyły, kiedy chłopak pochylił się do nich. Zastrzygał dosłownie uszami, zmieszany. – I za to też. Mam bardzo dobry słuch.
- Nie wiedziałam, że kozy dobrze słyszą – Maja ostentacyjnie odsunęła się od niego.
- Och, satyr to nie koza.  – Obie dziewczyny wzdrygnęły się na te słowa.
-Jesteś… satyrem – stwierdziła głucho Diana patrząc na niego jak na wariata. Dla niej to musiało być dziwne – ona nigdy nie rozważała nawet istnienia magii w świecie. Ale Maja nagle poczuła się dziwnie uspokojona, słysząc te słowa. Okay. Nie zwariowała. Przyznawał, że był satyrem.
Matko, czy to wszystko mogło okazać się prawdą?
Kiedyś, w którejś książce, czytała, że kiedy za bardzo czekasz na magię, ona nigdy nie przychodzi. Ale kiedy już zarzucisz nadzieję i nie myślisz o tym, a część Mai tak zrobiła, czarodziej puka do twych drzwi i zabiera cię na przygodę.
- No tak. Niezręczne – sięgnął po kolejną słomkę z kubka na środku stołu, odpakował z papierka i zaczął przeżuwać.  – Em… Słyszałyście pewnie o Percym Jacksonie? Bestseller książkowy, słaby, ale popularny film?
- Masz na myśli ten film z beznadziejnymi efektami specjalnymi? Ten, na który mnie zaciągnęłaś? – Diana z szeroko otwartymi oczami spojrzała się na Maję, która kiwnęła głową. – O mój Boże, chcesz mi powiedzieć, że jesteś jak ten gość porwany przez cyklopa? Graves, czy jakoś tak?
- Grover. Mój kuzyn w zasadzie – nerwowo wrzucił resztki słomki do ust.  – No, ale rzecz w tym, że skoro ona mnie widzi – tu wskazał Maję podbródkiem – no to musi być jakoś powiązana z naszym światem.
Maja poczuła jak jej policzki stają się karminowe. O tym nie pomyślała, kiedy zdała sobie sprawę, że to wszystko jest prawdą.
- Miałabym być… heroską? – spytała, myśląc jednocześnie jak słabo i dziecinnie jej głos brzmi.
- No, bo potworem chyba nie – zaśmiał się,  ale szybko przestał widząc miny dziewczyn. – Przepraszam. Zły żart. No, ale rzecz w tym,  że skoro jesteś heroską, musiałaś widzieć objawy. ADHD, dysleksja, dziwne potwory – ogarza kość, prawdę mówiąc nie mam pojęcia jak udało ci się wytrwać do tego wieku na własną rękę!
- Ale ja nie mam tych objawów – Maja potrząsnęła głową. – Świetnie się uczę w zasadzie.  Zero odchyłek i dziwnych sytuacji.
- W sumie… - Diana spojrzała się na Maję z zastanowieniem. -  A to dzisiejsze?  Nagła dysleksja u nas obu?  I nigdy wcześniej nie widziałaś u Adama rogów, których jak chciałabym wspomnieć, nadal nie widzę, a widziałaś go na videochacie.
- Ta dysleksja była dziwna, okay, ale czytałam te książki, Diana. To wszystko pojawia się we wczesnym wieku – nie dzień po urodzinach wraz z jakimiś idiotycznymi przeczuciami,  do cholery! Nie twierdzę, że to wszystko nieprawda, ale po prostu nie ma sensu.
Chciałabym być heroską, wierz mi dodała w myślach
- No to nie wiem. W mnóstwie książek jest tak, że bohater przechodzi jakąś… niesamowitą przemianę w szesnaste urodziny, prawda?
Maja zawsze marzyła o takiej przemianie. W zasadzie, głównie ze względu na wagę. Dopiero kiedy miała czternaście lat, zrozumiała, że bzdurą jest czekanie na coś takiego i zaczęła biegać. Teraz… żadnych przemian nie potrzebowała.
- Czekajcie. Czyli te objawy pojawiły się, u obu dysleksja, u ciebie Maju zdolność widzenia przez Mgłę i przeczucia, ale dopiero dzisiaj? – obie dziewczyny przytaknęły, Diana trochę niepewnie, jakby nie była pewna o czym chłopak mówi, a na twarzy Adama odmalowała się konsternacja.  – Nigdy o czymś  takim nie słyszałem.
Przez chwilę siedzieli w ciszy, każdy myśląc o tym samym.
-W zasadzie – odchrząknęła Maja  - to te przeczucia miałam już wcześniej. Zawsze jak miało się zdarzyć coś złego, ale nigdy nikomu o tym nie mówiłam.
- A ja, hm, tak jakby miałam stwierdzoną dysleksję i ADHD, ale zniknęły jak miałam dziesięć lat – dodała Diana, gapiąc się w stół, a Maja spojrzała na nią zdziwiona. Nie wiedziała o tym wcześniej. Choć sama dopiero co przyznała się do ukrywania sekretu,  ukrywanie przed nią czegoś tak dużego bolało.
- To popieprzone – stwierdził krótko satyr.

DIANA
- To co teraz zrobimy? – spytała Maja, sztywno wyprostowana na krześle. Ręce miała luźno położone na blacie stołu, ale jej palce bębniły nierówno jak szalone. Czy to była oznaka ADHD?
Diana musiała przyznać, że czuła się oszołomiona. I że nic nie rozumiała. Myślała, że dziwne było, kiedy obie stały się nagle głupie jak but – teraz jej świat dosłownie wywrócił się do góry nogami. Satyr (jedzący plastik) który dla niej wyglądał jak zwykły facet, mówił jej, że jest jakąś półboginią, co oznaczałoby, że jej mama przespała się z bogiem, a ona sama miałaby jakieś nadludzkie zdolności.
Problem w tym, że Diana nic z tych rzeczy nie widziała.
W sumie sama nie wiedziała, czemu dodaje argumenty do tej ich dziwnej teorii. Nie wierzyła w to. Nie widziała żadnych rogów, a film, który widziała, był bzdurny. To było dziwne, że obie dostały dysleksji, nagłej i niczym nie zapowiedzianej, w tym samym momencie, ale hej, nie było żadnych innych, realnych potwierdzeń tego szaleństwa.
- Dowiemy się czy to wszystko jest prawdą? – odpowiedziała siostrze pytaniem. Ta spojrzała na nią jak na niedorozwiniętą.
- Jest. Nie ma innego wyjścia, Diana.
- A może jednak? Dziwny sen, halucynacje?
- Słuchaj. – Siostra przechyliła się do niej i zniżyła głos. – Wiem, że to wszystko dziwne jak cholera, ale ja czytałam te książki i widzę na oczy satyra, który mówi mi, że to prawda, ta magia, ci greccy bogowie. Oczywiście, to może być dziwny sen. Ale jeśli to sen, obudzę się rano i ci go opowiem, a jeśli nie, to trzeba podjąć właściwe kroki. Bo herosi na wolności nie mają łatwego życia, Diana.  Potwory są wszędzie.
Diana poczuła, że chce się jej płakać. Nie rozumiała nawet do końca o czym jej siostra mówiła!
Okay. Okay, to tylko sen. Możesz brnąć dalej w ten idiotyzm, bo to tylko sen.
- Okay – powiedziała na głos i Maja ze smutnym uśmiechem poklepała ją po kolanie i wyprostowała się.
- Dobra, Adam. Wygląda na to, że wszystko się zgadza. Gdzie teraz? Obóz Półkrwi?
- Cóż, chyba tak. Będę musiał podzwonić żeby nam zabukowali  bilety. W zasadzie… -odchrząknął nerwowo  -nie do końca wiem jak się zachować. Jestem w trakcie rocznej przerwy, no ale zgaduję, że skoro was poznałem, czas wracać na służbę.
Wstał i posłał dwóm dziewczynom uśmiech, który miał je chyba podnieść na duchu.  Nie podniósł.

·          
Na początku pojechali pociągiem do Warszawy.
Siedzieli w trójce sami w przedziale, perspektywa następnych dwóch godzin spędzonych w ciasnej przestrzeni. Za oknami przewijały się pola i Diana patrzyła na nie ze smutkiem. Nienawidziła tych szarych obrazów wykoszonych już zbóż, ale teraz, kiedy miała po raz pierwszy w życiu wyjechać dalej niż do sąsiedniego kraju, chciąła patrzeć na nie w nieskończoność.
- Ciągle dzwoni? – spytała Maja.
Mama Diany próbowała się dodzwonić do dziewczyny już od  jakiejś godziny. Dziewczyna czuła się okropnie, wciskając raz za razem czerwoną słuchawkę, ale Adam stwierdzi, że tak będzie najlepiej, a Maja ochoczo mu przytaknęła.
- Tak. – Diana westchnęła. – Nie wiem Maja. To takie dziwne. Nie czuję jakby to był sen. I boję się, bo kompletnie nie rozumiem co się dzieje.
- Chcesz, żebym ci to wszystko wyjaśniła? To znaczy, na tyle ile sama rozumiem? – spytała Maja, a Diana pokiwała głową, ściskając mocno wargi. – Okay. Jakby to… Greccy bogowie. Zacznijmy od tego, że istnieją. Mieli dzieci w starożytnej Grecji i mają teraz. Tylko co ciekawe, jako że jesteśmy Polkami, nie w okolicy Europy – przenieśli się do Ameryki. Większość w zasadzie. No i w każdym razie, cała ich obecność przykryta jest Mgłą – magią, które sprawia, że wszystko wydaje się śmiertelnikom normalne. Wiesz, wydaje ci się, że rogi to kręcone włosy i tak dalej. Od czasu do czasu śpią ze śmiertelniczkami- no i śmiertelnikami, my, kobiety też mamy swoje potrzeby – i czasami się rodzą półbogowie. Którzy mają sporo mocy od ich rodziców, ale też dysleksję, ponieważ ich umysły są zaprogramowane na starożytną Grekę, ADHD, jako że potrzebne są odruchy bitewne, wiesz, dobry refleks i te sprawy, no i przyciągają potwory jak lep na muchy. Z powodu tego powstał Obóz  Półkrwi – taki wielki poligon szkoleniowy dla herosów, gdzie spędzają wakacje, czasami też rok szkolny. Tam uczą się jak zabijać potwory, które niestety nigdy nie giną tak raz na zawsze. Czasami wyruszają na misje. Ogólnie to o tym są wszystkie części tej książki, co jak sobie teraz myślę, oznacza, że ich główny bohater musi mieć co najmniej jakieś dwadzieścia trzy lata, skoro książki ukazywały się tak co rok. – Maja zrobiła minę jakby jej cały świat zatrząsnął się w posadach. Diana roześmiała się po raz pierwszy od paru godzin.
- Och proszę. Dowiadujesz się, że jesteś półboginią, ale twoje największe zmartwienie to to, że jakiś chłopak jest siedem lat starszy?
- Cóż, jeżeli jest tak przystojny jak go w książkach opisywali to tak, do cholery – stwierdziła Maja z komicznie poważną miną po czym obie wybuchły śmiechem, choć Diana nie była pewna czy w jej śmiechu nie ma nutki histerii.
- Jak to się dzieje, że jesteś taka spokojna? – spytała się siostry po chwili. – Nie martwi cię to, że lecimy z fałszywymi wizami do Ameryki, zostawiamy za sobą całe nasze życie  i rodziców, żeby, jak mówisz, wieść życie, w której każdej chwili ktoś nas może zabić.
- Cóż – Maja chyba sam musiała się zastanowić.  – Przede wszystkim, jedziemy tam żeby nauczyć się bronić, bo inaczej potwory nas wyczują, przybędą nas zabić i przy okazji mogą skrzywdzić też naszych rodziców.
- A to w takim razie nie jest głupie, żeby wszyscy herosi byli w jednym miejscu? Wiesz, skoro taka z nich przynęta na potwory?  
- Och, nie, w tym sęk! Obóz półkrwi to jedno z najbezpieczniejszych miejsc dla herosów. Jest chroniony przez Złote Runo. Wiesz, to z mitologii greckiej. W sumie to w ich świecie pełno jest nadal takich magicznych przedmiotów. No i w każdym razie ono sprawia, że żaden potwór się tam nie dostanie. – Przez chwilę znów milczały. – A poza tym… wiesz, czuję się jakbym odnalazła swoje powołanie. Pół życia czekałam na coś takiego.
- Możesz zginąć. Możemy obie. – Stwierdziła sucho Diana.
- Równie dobrze możesz nie oglądnąć się w obie strony na ulicy i też zginąć. A tak… Boże, Diana, wyobrażasz sobie tę przygodę?
 Problem tkwił w tym, że wciąż sobie nie wyobrażała.
·          
Następnie wsiedli w samolot lecący do Amsterdamu. Bileterka dziwnie patrzyła się na ich brak bagażu, szkolny plecaczek vintage Diany i listonoszkę Mai, ale w końcu usiedli na swoich miejscach w samolocie.
- Zaraz, Maja, jak to masz miejsce w innej części samolotu? – Diana poczuła nerwowość. Nie chciała siedzieć tylko koło Adama. Fakt, że chłopak miał rogi, których nie widziała, a znała go od paru miesięcy, nie budził w niej zbytnio zaufania.
- Tak, ale już się pytałam stewardessy, nie pozwalają na zmianę miejsc. Tylko nie zrozumiałam czemu ze względu na ten cholerny akcent – Maja również wyglądała na lekko zaniepokojoną, a Diana wcale a wcale jej się nie dziwiła. Jej miejsce było koło nerdowato wyglądającego dziesięciolatka, który zdążył już zasnąć, a z półprzymkniętych ust ciekła mu ślina.
-Nie martw się. Zaopiekuję się Dianą – Adam uśmiechnął się pokrzepiająco, błędnie odczytując zaniepokojenie Mai. Dziewczyny wymieniły spojrzenia.
Samolot wystartował.
- Ale się porobiło – Diana  odetchnęła głęboko i przymknęła oczy. Jezu. Mogła się jeszcze zwracać do Jezusa? Nigdy nie była szczególnie  religijna, ale to było… dziwne, żeby zmieniać nagle wiarę.
-Nie martw się. Będzie dobrze – głos Adama brzmiał jakoś inaczej. Otworzyła oczy i spojrzała na niego.
Prawie krzyknęła.
- Adam!- szepnęła zduszonym głosem – Ty masz rogi!
- Zobaczyłaś je! – chłopak wyszczerzył się do niej, a w jego oczach odbiła się prawdziwa radość. Teraz Diana widziała wystające spod czapki rogi, a cały chłopak stał się jakby trochę bardziej muskularny. Na szczęce pojawił się cień zarostu.
- I pomyśleć, że mówią, że zobaczyć znaczy uwierzyć –zaśmiała się dziewczyna. – U mnie było trochę na odwrót.

Chłopak uśmiechnął się do niej, a Diana wreszcie poczuła się dobrze w jego towarzystwie. 

sobota, 12 września 2015

KIEDY RANDKA W CIEMNO ZASŁANIA OCZY CZAPKĄ


MAJA
BUDZĄC SIĘ, MAJA JUŻ WIEDZIAŁA, że dziś coś miało stać się coś strasznego.
Nie umiała dokładnie powiedzieć skąd, ale ona po prostu to wiedziała. Ściskało ją w brzuchu, a w głowie świdrował  jakiś dźwięk na granicy świadomości. Jak zawsze, kiedy miało stać się coś ważnego.
Pierwszy raz uczucie pojawiło się, kiedy miała pięć lat i jej tata miał wypadek samochodowy. Niegroźny, ale zawsze. Trzy lata później pojawiło się w momencie, kiedy zmarł jej dziadek. Dwa lata później, w ranek kiedy tata powiedział jej, że się żeni, co dla dziesięciolatki było prawdziwą tragedią. Ale uczucie zniknęło na następnych sześć lat i Maja już czuła się bezpieczna, jakby wiedziała, że były to tylko dziecięce wygłupy.
Teraz nie była taka pewna.
- Diana, nie chcę dziś iść do szkoły -  jęknęła, wduszając twarz w stos poduszek na łóżku.
- Musisz. Dziś mam randkę z Adamem, a ty miałaś mnie wspierać psychicznie – dobiegł ją głos siostry z drugiego końca pokoju. Maja podniosła głowę, aby spojrzeniem pokazać jej, jak mało ją to obchodzi. Starała się wyglądać groźnie, ale siostra tylko uśmiechnęła się pobłażliwie.
Siedząca na wąskim łóżku w swojej sterylnie czystej, białej i nowoczesnej części pokoju Diana stała się siostrą i przypadkowo także najlepszą przyjaciółką Mai sześć lat temu, kiedy nowa żona jej taty, Anastazja, wprowadziła się ze swoją córką do ich domu. Wtedy Diana wyglądała jak chłopak; jej kobiece kształty nie zaczęły się jeszcze pokazywać, a jej włosy były ścięte na garnek. Teraz szesnastolatka wciąż miała dość chłopięcą figurę, ale do połowy pofarbowane na niebiesko włosy sięgały jej do pasa, doskonale pasując do każdej stylizacji w stylu pale grunge, którą by założyła. Dziś miała na sobie biało-czarną bluzkę w paski wetkniętą w czarne, sięgające do kolan szerokie spodenki i złożone głównie z pasków i  platform sandały… sandały Mai.
- Ej! Oddawaj mi moje buty! – wydarła się na siostrę dziewczyna i wyskoczyła z łóżka. Nagle zapomniała o złych przeczuciach. – Jeszcze ich nawet nie nosiłam!
- Ale wyglądają super z tymi spodniami – Diana jak zwykle, kiedy wiedziała że coś ujdzie jej na sucho, miała minę kociaka, który wypił cały dzban śmietanki. A uchodziło jej na sucho zawsze. - Och proszę Maja, pożyczamy sobie wszystkie ciuchy. Czemu się wściekasz?
- Są nowe - stwierdziła naburmuszona dziewczyna. Ugh! Miała je założyć żeby wreszcie sięgać choć do ramienia Jankowi, jej najlepszemu po siostrze przyjacielowi. Zawsze się z niej nabijał, że jest taka niska. Porównywał do Dzwoneczka, co było słodkie, ale i uciążliwe.
A Maja niezbyt przypominała wróżkę. Owszem, miała figurę tej Cynki z bajki, ale na tym kończyły się podobieństwa. Jej włosy były kręcone, w odcieniu rudości tak bladej, że chwilami wydawały się białe, jej twarz była szeroka, z wydatnymi kośćmi policzkowymi, a wąskie oczy miały barwę węgla. Ojciec ciągnął ja po wielu specjalistach, próbując wyjaśnić ten niespotykany kontrast, ale oni rozkładali tylko ręce, ględząc coś o barwniku. Maja była unikatowa.
- Trochę się denerwuję, wiesz? Jak dotąd gadaliśmy z Adamem tylko na Skype. A teraz mamy się spotkać w kafejce – Diana powróciła do wcześniej wspomnianego przez siebie tematu. Mając nadzieję, że nie siostra tego nie widzi, Maja przewróciła oczami i zabrała się do wybierania ubrań.
Diana poznała Adama w Internecie na jakimś czacie fanów k-popu. Pisali ze sobą parę tygodni, ostatnio nabrali też zwyczaju rozmów na videochacie. On był z innego miasta – odległego od naszego o jakieś dwieście kilometrów, ale dziś przejeżdżał pociągiem do kuzyna. A przynajmniej tak myśleli jego rodzice. W rzeczywistości miał się spotkać z Dianą na lodach. Maja miała zaś siedzieć wtedy w kawiarni naprzeciwko i pilnować ich, na wypadek jakby miły chłopak okazał się psychopatycznym mordercą.
W chwili gdy o tym pomyślała, złe przeczucia nagle wróciły.
- To może nie idź. Albo idź jutro - stwierdziła, przegryzając wargę w zdenerwowaniu.
- Zwariowałaś? Jutro będę się denerwować tak samo.
Ale ja nie będę, pomyślała Maja.

Dwudziesty pierwszy kwietnia 2009 roku
- Maja? - tata otworzył drzwi do pokoju i Maja poczuła jakiś cudowny zapach dochodzący z dołu. To pachniało zupełnie jak gofry, a Maja uwielbiała gofry, zwłaszcza takie z cukrem pudrem i dżemem truskawkowym, mniam, mniam. Ale kiedy teraz usiadła na łóżku, wciąż jeszcze senna, poczuła, że wcale nie ma ochoty na takie gofry. Żle się czuła. Jakby jakaś ręka złapała ją za żołądek.
- Czy to gofry? - spytała jednak z łakomstwa, a tata uśmiechnął się jakby wiedział, że tak zareaguje. Zamknął za sobą drzwi i przysiadł na brzegu jej łóżka.
- Tak, to gofry. Zjemy je razem, a później pójdziemy do kina. Na Księżniczkę i żabę –Mai aż zabłysły oczy; czekała  na tę bajkę od miesięcy.  – A później chciałbym, żebyś poznała pewną panią i jej córkę. Jest w twoim wieku – tata pochylił się w jej stronę, a dziewczynka zobaczyła w jego oczach jakąś dziwną emocję, której nie umiała do końca nazwać. Może oczekiwanie?  - Co ty na to, Moja-Maja?
Tata nie nazywał jej tak od dawna i dziewczynka zmrużyła oczy, wietrząc  podstęp.
- Czy ta pani będzie pracować w księgarni? – spytała. Jej tato miał księgarnię mieszczącą się tuż pod ich domem i czasami poznawał Maję z niektórymi z nich, na wypadek gdyby on musiał wyjechać, a one byłyby akurat w pracy.
-Nie. Widzisz, ta pani jest dla mnie.. – urwał. Mai zdawało się, że jakoś nie wie co powiedzieć, a to było dziwne, bo jej tata zawsze wiedział co powiedzieć. – Zakochałem się w tej pani i chciałbym, żeby jednego dnia została twoją mamusią. Ona się na to zgadza, ale ty też musisz się zgodzić. Nie będę mógł tego zrobić, jeżeli miałabyś być przez to nieszczęśliwa. 
- Mamusią? Taką jak mają inne dzieci? – Tutaj się trochę zdenerwowała. Ona nigdy nie miała mamusi. Ona umarła, kiedy Maja się urodziła, tak mówił tata. Nie mogła mieć mamy jak reszta dzieciaków. Byłaby jej macochą, a w bajkach macochy były wredne.
- Tak. I ma córkę w twoim wieku, Dianę.
- Miałaby być moją siostrą? –  Teraz już naprawdę była przerażona. Przyrodnie siostry kopciuszka były wredne i brzydkie. Co jeśli ta Diana miała być taka sama?
- Tylko, jeśli się zgodzisz.
Maja była rozdarta. Z jednej strony była niesamowicie przerażona, nie chciała mieć nowej mamy i siostry. Od zawsze byli tylko ona i tata. A ona kochała swojego tatę najmocniej w świecie. On mówił, że  kochał tą panią. Czy to znaczyło, że miał przestać ją kochać? Ale jednocześnie, strasznie mu na tym zależało. Zawsze robił to, na czym zależało Mai. Może teraz ona powinna tak zrobić?
- Nie wiem, tatusiu – powiedziała i przytuliła go. Chyba płakała.

Siedząc w łazience, Maja myślała o tym wszystkim co już było.
Co jeśli tamto uczucie w brzuchu tamtego dnia nie było zapowiedzią, lecz ostrzeżeniem? Po tym obiedzie, gdzie poznała Dianę i jej mamę Anastazję, zgodziła się, bo widziała jak jej tata rozpromienił się, widząc jak Anastazja wchodzi do restauracji. Był szczęśliwy. Ale teraz naszły ją wątpliwości. Co jeśli dokonała złego wyboru, a teraz któreś z nich miało za to zapłacić?
Usiadła na toalecie, z nerwów przegryzając wargę.  Jednego dnia mieć szesnaste urodziny, drugiego siedzieć w łazience i walczyć z nudnościami; prawie się roześmiała, myśląc o tym jak głupie to było. Jak w jednej z jej ulubionych książek, Gwiazd naszych wina – „postawiono diagnozę trzy miesiące po tym, jak dostałam pierwszą miesiączkę. Odebrałam to tak: Gratulacje! Stałaś się kobietą. A teraz możesz umrzeć”. Może sytuacja nie była zbyt podobna, ale Hazel musiała czuć się podobnie okropnie. Maja nie wiedziała, czy  miała dziś umrzeć, czy coś, ale, cholera, bała się.
Mogła zbagatelizować te przeczucia. Ostatnio chodziło o taką głupotę, jak małżeństwo z naprawdę miłą kobietą, nie śmierć czy chorobę.  Ale teraz? Teraz to uczucie było inne. Ona wiedziała. Wczoraj czuła się całkowicie szczęśliwa, opijając z przyjaciółmi szesnaście lat, a dziś? Irracjonalnie odsłonięta, jakby coś w niej próbowało się wyrwać przez gardło. I taka... Maleńka.
- Wyłazisz? - tata załopotał w drzwi i Maja skuliła się mimo woli. Może powinna mu powiedzieć? Może to by to rozwiązało? Nigdy nie mówiła nikomu, bo nawet jako dziecko wiedziała, że dorośli nie wierzą w takie rzeczy.
Musiała sobie po prostu poradzić z tym jeszcze raz.
Wstała, poprawiła spódnicę i otworzyła drzwi.

DIANA
Diana musiała przyznać;  martwiła się o siostrę jak nigdy.
Maja, zwykle najweselsza osoba pod słońcem, dziś szła do szkoły z głową zwieszoną jak  u psa, miętoląc swoją  ręcznie farbowaną spódnice.  Diana widziała już wcześniej ten objaw stresu, ale jej siostra nigdy nie robiła tego poza sprawdzianami. Tam oczywiście też nie miała powodów do stresu, no, może na biologii czy chemii. Tylko z tego była słaba. Tak czy siak, połowa spódnicy już była cała pofalowana i Diana postanowiła zainterweniować.
-Wszystko ok? – spytała jasnowłosą. Ta drgnęła, jakby pogrążona wcześniej w rozmyślaniach. Zatrzymała się i  hardo spojrzała na siostrę.
- Nie. – powiedziała, a Dianę zbiło z tropu. Co ona miała teraz powiedzieć?  Każdy odpowiadał „Tak, jasne” na wszystko ok.  To było złamanie nieopisanej reguły.
- A zatem… co jest źle? – wykrztusiła, zła na samą siebie, że nie jest w stanie normalnie porozmawiać z własną siostrą.
- Wszystko. Powiedzmy… że źle się czuję. – Ciemnowłosa musiała przyznać, że Maja nie wyglądała tego dnia najlepiej. Pod oczami miała cienie, a jej układające się w szczęśliwe buźki kolczyki były odwrócone do góry nogami. Symboliczne. – I naprawdę nie sądzę, że powinnaś się dziś spotykać z Adamem, w ogóle, spotykać się kiedykolwiek.  Wiesz, on może być nienormalny, czy coś. Albo gorzej. Zakochasz się i zostaniesz w beznadziejnym związku na odległość. Więc serio nie jest to rozsądne. Powiesz, że się rozchorowałaś. I zerwiesz znajomość. Tak będzie lepiej.
Wszystko to powiedziała bardzo szybko.
Dianę wmurowało. TO mówiła jej siostra romantyczka? Marząca o cholernym Draconie Malfoy’u, czy innym niegrzecznym chłopcu, który zmieniłby się tylko dla niej i pozbył całej psychopatycznej natury?
- Nie rozumiem – stwierdziła z nagłą złością, która wzięła się z… cóż, znikąd.  Aż sama się zdziwiłam. – Najpierw namawiasz mnie do tego przez tyle dni, a w dzień randki, to ty masz wątpliwości?
- Tak? – odpowiedział Maja pytaniem, a Diana aż fuknęła z niedowierzania. Nie poznawała jej dziś, naprawdę. Gdzieś zniknęła ta zwykle racjonalna, choć marzycielska dziewczyna, która była grzeczna dla wszystkich, jednocześnie zachowując pełną asertywność. Jak na Maję, ta odpowiedź była na miarę najgorszych wyzwisk.
Diana była inna. Diana nie dbała o to, co myślą ludzie naokoło, tak długo, jak mówili jej to w twarz. Na lekcjach odpowiadała lekko pyskując, a  po nich głośno przeklinała. Miała własne zdanie na wszystko i nie lubiła połowy ludzi. Tej głupiej połowy.
W tym momencie miała wrażenie, że nie lubi własnej siostry.
- Po prostu chodźmy już do szkoły – burknęła. Wiedziała, że gdyby spróbowała się teraz sprzeczać, powiedziałaby coś czego żałowałaby długi czas.
·          
Teraz to Diana niecierpliwie miętoliła materiał spódniczki.
Czekała już dłuższych parę minut w małej, nastrojowej kawiarni puszczającej wczesne kawałki Beatlesów. Połowa rzeczy była tu różowa, reszta niebieska, a na ścianach wisiały obrazki małych, wiejskich domków. Rzygać jej się od tego chciało. Jakby ten pudrowo – czekoladowy zapach nie wystarczył .
Spojrzała przez okno na drugą stronę zatłoczonej ulicy.  Maja to miała lepiej. Siedziała samotnie w Starbucksie, sącząc przetworzoną  kawę mrożoną z karmelem. Nie była skazana na prawdziwą, czarną kawę parzoną, której zgodnie nie lubiły.  Ale wyglądała na zmartwioną, jeszcze mocniej niż rano. Diana uśmiechnęła się do siebie z goryczą, przypominając sobie co stało się tego dnia.
-Maja – powiedziała sępowata nauczycielka, jak zwykle akcentując za mocno M w imieniu dziewczyny – które zdanie na tej stronie najbardziej rzuca ci się w oczy? Jak możemy je zinterpretować?
Maja podniosła głowę znad bezmyślnych kwadracików które bazgrała na marginesie. Szybko przeniosła wzrok nad pośpiesznie podsuniętą przez koleżankę książkę i przebiegłą tekst wzrokiem. Ważne: tylko przebiegła. Zamrugała kilka razy, ale to nie pomogło.
Nie była w stanie przeczytać słów.
Diana, zaalarmowana ciszą po prośbie nauczycielki spojrzała na tył głowy Mai za którą siedziała. Pod skosem widziała jak jej siostra gapi się w kartkę z ustami otwartymi jak u złotej rybki. Poruszała spanikowanym wzrokiem po tekście, ale z jej ust nie wydobywał się żaden dźwięk.
- Maja – zaskrzeczała znów nauczycielka. -  Rozumu ci odjęło?
Klasa zaśmiała się lekko, ale dziewczynie nie było do śmiechu.
- Nie umiem tego przeczytać, proszę pani  -  stwierdziła, ni to przestraszenie, ni to niedowierzająco.  Diana zmarszczyła namalowane brwi. Nie rozumiała, czy Maja robi sobie jakieś głupie żarty.
Jednak kiedy spojrzała na własną książkę, jedyne co widziała to niezrozumiała plątanina liter.

Diana nie miała pojęcia co zrobić z tą nagłą dysleksją. Bo tak to wyglądało: jak dysleksja. Literki zmieniały ułożenie, a słowa nie tworzyły zdań. To było chore, że na dodatek im obu zdarzyło się to w tym samym czasie i bez żadnych znaków ostrzegawczych.
To znaczy, Diana miała znaki ostrzegawcze. Dawno temu.
 Tylko jej ojczym wiedział, jakie problemy miała w poprzedniej szkole Diana. Biła się z połową chłopaków, a dziewczyny ciągnęła za włosy. Nauczyciele wysyłali ją do szkolnego psychologa, żeby sprawdził, czy nie ma ADHD, a w poradni stwierdzili, że ma skłonności do dysleksji.  Do tegoydochodziła jeszcze niezwykle plastyczna wyobraźnia; mama Diany wiele razy musiała siłą wyciągać ją spod łóżka, kiedy ta nie chciała wyjść, twierdząc, że widziała potwory.  Ale… z jakiegoś powodu to wszystko ustało, kiedy przeniosła się z mamą do Kalinowskich (Diana wprost nienawidziła faktu, że jej mama postanowiła, że obie wezmą sobie to głupie nazwisko Mai i jej taty). Nagle Diana przestała odczuwać tak  bardzo nadpobudliwe odruchy, a książki zaczęły sprawiać więcej sensu. Nadal ich jednak nie czytała… za dużo.

Dzwonek nad drzwiami zagrał cichą melodię, kiedy młody chłopak wszedł do środka. 

To się zaskakująco łatwo pisało. Czy to znaczy, że blog przetrwa? Nie wiem, ale mam nadzieję - za wiele już ich zarzuciłam!
Za rozdział dziękuję kochanej Kasi, dzięki której w ogóle możecie to przeczytać, Kasiu, jesteś wielka! Choć pewnie i tak tego tu nie przeczytasz xd
Czekam na wasze opinie!
xoxo Serafino